poniedziałek, 26 października 2015

Bo czas poznać resztę...

Zegar na kominku wybił właśnie północ. Z każdą upływającą minutą mężczyzna denerwował się coraz bardziej. Jej sms, że wróci późno, wcale go nie uspokoił. Wymyślał sobie od idiotów. Przecież mógł się zapytać z kim idzie na tą kawę. Nie zapytał. Dlatego siedział teraz na kanapie w salonie, zamiast spać u boku żony. Nagle usłyszał przekręcany klucz w drzwiach. Nareszcie wróciła, mógł więc odetchnąć z ulgą. Dziewczyna weszła cicho, mając nadzieję, że wszyscy domownicy śpią. Nie chciała teraz z nikim rozmawiać.
-Wróciłaś już. Wiesz, która godzina?- podskoczyła ze strachu. Nikogo się nie spodziewała.
-Przestraszyłeś mnie. Prosiłam, żebyś nie czekał na mnie- odpowiedziała, próbując go wyminąć.
-Płakałaś?- złapał ją za ramię.- Stało się coś? Ktoś ci coś zrobił?- pytał zdenerwowany.
-Nie. Idę spać.- wyrwała się i uciekła do swojego pokoju. Położyła się na łóżku i zmęczona płaczem usnęła.
Wstała jeszcze przed budzikiem. Zmyła z twarzy rozmazany makijaż, ubrała się w swoje ulubione dresy i wyszła pobiegać. Wróciła po godzinie z postanowieniem, że się nie podda bez walki. Spróbuje ułożyć sobie życie na nowo. Z lepszym humorem wskoczyła pod prysznic. Po pół godzinie była gotowa do pracy. Stała przed biurkiem obracając w ręce niebieską teczkę. Nie wiedziała czy chce ją pokazać Heinzowi czy nie. Postanowiła jednak zapakować ją do torebki.
Zeszła na śniadanie. Wiedziała, że Heinz jest wściekły a wściekły Heinz nie wróży nic dobrego.
-Cześć- przywitała się ze wszystkimi domownikami.
-Cześć- odpowiedzieli wszyscy poza Kuttinem.
-Gdzieś ty się wczoraj podziewała? Od zmysłów odchodziłem, że coś ci się mogło stać.- zaczął swoją tyradę. 
-Nie złość się już. Zbieraj się bo się spóźnimy- odpowiedziała brunetka spoglądając na zegarek i jedząc w pośpiechu kanapkę.
-Pogadamy w moim gabinecie- odparł surowym głosem mężczyzna i wyszedł.
-No to się zapowiada miły dzień- westchnęła uśmiechając się do Gabi, żony wuja i wyszła.
                                       
                         ***


-Stefan!!
-Jeszcze pięć minut.- odpowiedział, przekręcając się na drugi bok. 
-Za pięć minut to my musimy wyjeżdżać- krzyknął Michi wchodząc do pokoju przyjaciela.
-Mhmmm....że co?
Po chwili wyskoczył z łóżka, zabierając po drodze ubrania i pobiegł szybko do łazienki.
Poganiany przez kolegów wskoczył do samochodu, przegryzając w drodze croissanta .
-Stefan jak nakruszysz mi w samochodzie to będziesz w bagażniku jeździł- krzyknął Michi.
-Sorry, nie zdążyłem na śniadanie.
-Trzeba było nie balować po nocach. O której to się wraca, co?
-Morgi, daj spokój. -odezwał się Schlieri.- Przynajmniej noc miał pełną wrażeń.
-No Stefanku, opowiadaj jaka była?
-Hej, przestańcie- oburzył się Kraft.- Po pierwsze Emma to nie jakaś napalona fanka, a po drugie to tylko znajoma. 
-O ktoś tu kosza dostał- zaśmiał się Diethart.
-Ty to się w ogóle nie odzywaj zoofilu jeden.
-Zoofilu?
-No tak, bo ja w przeciwieństwie do ciebie ze świniami się nie bratam- odpowiedział Kraft wywalając język w stronę kolegi.
-Szczelam focha- odpowiedział tamten i nie odezwał się do końca podróży.

Wjeżdżali właśnie na parking przed ośrodkiem, kiedy zauważyli kłócącą się parę.
-Patrzcie to Heinz się kłóci z dziewczyną Stefana.
-Z Emmą?-odpowiedział zdziwiony Kraft.
Skoczkowie siedzieli w aucie zainteresowani rozgrywającą się sceną. Brunetka gestykulowała żwawo, trzymając w ręce palącego się papierosa. Na przeciw niej słał ich trener krzycząc na dziewczynę.
-Szkoda, że nie mamy popcornu. Normalnie jak w jakimś kinie.- szepnął Gregor.
Nikt mu nie odpowiedział. Siedzieli cicho zafascynowani, zastanawiając się jak to się skończy.

                                                                   ***
-Boże Heinz, kto ci dał prawo jazdy.- krzyknęła zdenerwowana, wysiadając z samochodu.
-O co ci chodzi?
-Mało tej biednej staruszki nie rozjechałeś!
-Niech patrzy jak idzie a nie pcha się pod koła. Poza tym miałaś mi powiedzieć, gdzie ty się wczoraj podziewałaś.
-Nie zaczynaj, nie jesteś moim ojcem.
-Ale martwię się o ciebie. Jesteś tutaj pod moją opieką.
-Do cholery mam 24 lata. Nie jestem małym dzieckiem.- zdenerwowana odpaliła papierosa. 
-Palisz? Oszalałaś? Przecież w twoim stanie nie możesz.
-W jakim stanie Heinz? O czym ty mówisz?
-No przecież w ciąży jesteś.-odpowiedział już spokojniej.
-Że co?- aż zakrztusiła się pociągając papierosa.- W jakiej znowu ciąży?
-Elżbieta powiedziała, że rzuciłaś łyżwy. Wywnioskowałem więc, że...
-Że wpadłam i dlatego? Boże, jaki ty jesteś głupi, Heinz.- odpowiedziała, wyrzucając niedopałek papierosa i zostawiając mężczyznę na środku parkingu. Szła nie odwracając się za siebie. Była wściekła, że przypomniał jej o tym co kiedyś tak kochała a teraz znienawidziła. Weszła do budynku, mamrocząc cicho "Dzień  dobry" w stronę ochroniarza i zabierając od niego swoją przepustkę. Udała się do pokoju fizjoterapeuty i przebrała w odpowiedni strój. Powoli zaczynała żałować, że tu przyjechała.
Usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę- powiedziała.
-Emmo, przepraszam. Nie chciałem się z tobą kłócić. Chodź, czas przedstawić cię skoczkom. Czasami zachowują się jak małe dzieci ale w gruncie rzeczy to dobre chłopaki.
-Nie gniewam się Heinz. To ja cię powinnam przeprosić za wczoraj.- odpowiedziała, przytulając się do niego.- Potem porozmawiamy i wyjaśnię ci dlaczego już nie jeżdżę, dobrze?
-Dobrze- odparł i poprowadził ją w stronę siłowni.

Wchodząc do pomieszczenia spodziewała się wielu rzeczy ale to co tam zastała, pozbawiło ją na moment mowy . Stefan z Diethartem siedzieli naprzeciw siebie i bawili się w "łapki".
Dwóch blondynów tańczyło Makarenę, kręcąc przy tym uroczo bioderkami. Szatyn, który poprzedniego dnia chciał się z nią umówić, siedział i objadał się Snickersem, w międzyczasie nucąc "Waka waka" Shakiry. Jedynymi normalnymi wydawali się Kofler i Loitzl.
-Ekhm..- chrząknął Heinz, zawstydzony zachowaniem swoich podopiecznych. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
-Może ja?- zaproponowała po chwili brunetka. Widząc pozwolenie wzięła dwa palce do ust i wydała z siebie pociągły gwizd. Jak na komendę wszyscy zwrócili się w stronę trenera.
-Ale wstyd- szepnął Morgi do kolegów, kiedy zauważył śmiejącą się dziewczynę.
-Emma? Co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony jej widokiem Kraft. Brunetka nic nie odpowiedziała.
-Chciałbym przedstawić wam Emmę Stankiewicz, waszą nową fizjoterapeutkę.- powiedział Heinz.- To są moi podopieczni: Morgenstern, Schlierenzauer, Kraft , Hayboeck, Diethart, Kofler, Loitzl i...panowie a gdzie Manuel?- zapytał nie widząc na sali Fettnera.
-Przepraszam za spóźnienie- powiedział wchodzący do sali Manuel.-Byłem na ściągnięciu gipsu- dodał, widząc minę Heinza. Ogólnie to Kuttin był wyrozumiałym człowiekiem ale jednej rzeczy nie znosił- spóźniania się na treningi.
-Ok. Dobrze się składa bo właśnie przedstawiałem nowy nabytek naszej kadry.- powiedział i wskazał na brunetkę.
-To ty?- zapytał zdziwiony widokiem znajomej twarzy.
-Cześć Manu. Niespodzianka, prawda?-powiedziała i wróciła do rozmowy z Koflerem.
Fettner postanowił porozmawiać z trenerem. Nie mógł pozwolić, żeby dziewczyna z nimi pracowała. Mogła poznać prawdę o nim i jego siostrze. Tylko jak przekonać trenera, żeby jej nie zatrudniał.
-Emmo, dzisiaj poprowadzisz za mnie trening bo ja mam ważne spotkanie. Przyjdź później do mnie. Potem Albert wprowadzi cię we wszystko, co dotyczy twoich obowiązków.- powiedział i wyszedł, zanim brunetka zdążyła zareagować. 
-Spoko, to luz dzisiaj panowie- krzyknął Diethart i wraz z kolegami rozłożył się na materacach. 
Tylko Stefan stał obok niej.
-Emmo, możemy pogadać?- zapytał zdenerwowany.
-Stefan, my to sobie później porozmawiamy.-odparła poważnym głosem.- Teraz jest czas na wasz trening, więc bierz dupę w troki i zacznij rozgrzewkę.- dodała głośniej. Reszta towarzystwa zaczęła się śmiać.
-A wy czego rżycie? Dołączcie do Krafta.
-Żartujesz?- zapytał Gregor
-Nie panie Schlierenzauer. Mówię poważnie.
Zaśmiała się po chwili, patrząc na niewyraźną minę skoczka.
-Chłopaki to zróbmy tak...- udawała, że się nad czymś zastanawia- Macie dwie opcje do wyboru. Pierwsza, to godzinny trening wg. Heinza a druga to pół godziny treningu ale po mojemu. Potem robicie co chcecie. To którą opcję wybieracie?
-Pół godziny twojego treningu- wykrzyknęli zgodnie. Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo i wyszła na chwilę  sali. Po kilku minutach wróciła niosąc ogromne pudło.
-Daj, ja to wezmę- powiedział do niej Gregor, zabierając pudło z jej rąk.
-Co tam jest?- pytał ciekawy Diethart.
-Skakanki?- jęknęli, widząc co trzymała w rękach.
-Tak. Zasada jest taka, kto skoczy jak najwięcej w ciągu minuty ma bonus, o którym powiem później. No to chłopcy, który pierwszy?
Wygrał oczywiście Gregor, który skakał jako ostatni.
-To teraz czas na mały bonusik - objął Emmę i zaśmiał się czując jak jej ciało sztywnieje.
-Co ty wyrabiasz?- zapytała się wściekła, próbując się wyrwać z uścisku szatyna.
Przeszedł ją dreszcz, kiedy poczuła jego oddech na karku. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Dlaczego zwykły uścisk szatyna budził w niej takie emocje. Poczuła ciepło rozpływające się po jej ciele. Serce zaczęło bić niemiłosiernie szybko i głośno. Miała nadzieję, że nikt nie zauważył jak reagowała na bliskość Schlierenzauera.
W tym samym czasie szatyn puścił ją i wrócił na poprzednie miejsce. Musiał jak najszybciej ochłonąć. Nie wiedział dlaczego trzymając ją w ramionach, poczuł się tak błogo. Tak jakby przy niej było jego miejsce. Nie rozumiał tych uczuć, tym bardziej że miał Sandrę. To przy niej tak powinien się czuć a nie przy poznanej dzisiaj dziewczynie. Tym bardziej, że chyba ona coś kręciła ze Stefanem.
-No to jaki jest ten bonus?- zapytał w końcu.
-Dwa okrążenia wokół budynku. Reszta biegnie sześć.- dodała widząc, że szatyn znów chce coś powiedzieć.- I o ile się nie mylę macie na to 12 minut i 35 sekund. Radziłabym się wam pośpieszyć. Czekam przy wyjściu.-powiedziała i wyszła z sali.
Leżeli na materacach i próbowali złapać oddech. Do sali wszedł zadowolony ze spotkania trener.
-A co wy tu tak leżycie? Mieliście ćwiczyć a nie obijać się- krzyknął widząc leżących skoczków.
-Heinz, zostaw ich.- powiedziała wchodząca do sali Emma.
-Co się im stało?- zapytał brunetkę. Ta nic nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami.
-Trenerze nasz kochany- zaczął Stefan.- Obiecujemy, że już nigdy nie będziemy narzekać na ćwiczenia i w ogóle ale mamy jedną prośbę. Nigdy, żadnych treningów z tą oto kobietą. - jęknął i opadł znów na materac.
-Oświeci mnie ktoś? Bo nadal nie rozumiem.
-Prawda jest taka, że nigdy już nie zgodzimy się na półgodzinny trening z Emmą. Skakanie, biegi, pompki i przysiady i wiele innych ćwiczeń w tak krótkim czasie to za dużo jak dla nas.- powiedział szatyn, uśmiechając się do niego. Heinz zaczął się śmiać. Już teraz rozumiał chłopaków. Mało kto ma taką kondycję, żeby dać radę z jego kochaną bratanicą.
Heinz zlitował się nad podopiecznymi i puścił ich do domu. Chciał porozmawiać z Emmą.
-A my młoda damo mamy do pogadania. Zapraszam do siebie.
Weszła do jego gabinetu, zastanawiając się co właściwie ma mu powiedzieć.
-Fettner nie chce z tobą pracować- zaczął Kuttin.
-Naprawdę?- odpowiedziała, rozsiadając się wygodnie na krześle.- Mówił ci dlaczego?
-Nie. Może ty mnie oświecisz? Przecież przyjaźniłaś się z jego siostrą.
-Właśnie "przyjaźniłam". Możemy nie rozmawiać na ten temat?
-No dobrze. Wyjaśnij mi więc dlaczego rzuciłaś łyżwy i czemu wyprowadziłaś się z domu?
Brunetka milczała zastanawiając się co mu powiedzieć. Wyciągnęła z torebki niebieską teczkę i z lekkim wahaniem mu ja podała. Po godzinie wyszła z budynku, sama. Heinz został, żeby przetrawić to co mu opowiedziała.
Wychodząc z bramy na ulicę zderzyła się z Manuelem. Ten niewiele myśląc przyciągnął ją do siebie i pocałował. Brunetka wyrwała się i uderzyła go w twarz.
-Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać- krzyknęła wściekła i odeszła w stronę przystanku. Stała, czekając na kolejny autobus, dygocząc z nerwów. Nie mogła uwierzyć, że kiedyś przyjaźniła się z tym człowiekiem. Rok temu sprawił, że do dzisiaj żałowała tej znajomości a kilka minut temu śmiał ją pocałować. Z rozmyślań wyrwał ją widok zatrzymującego się przed nią samochodu.
-Wsiadaj- usłyszała z auta. Nie wiedziała czy robi dobrze ale postanowiła się tym dzisiaj nie martwić. Wsiadła. Zapinając pasy bezpieczeństwa spojrzała na siedzącego obok mężczyznę.
-Dokąd?- zapytał z cwanym uśmiechem. Zatonęła w głębi jego oczu.
-Do najbliższego hotelu- powiedziała lekko drżącym głosem. Mężczyzna uśmiechnął się i złapał ją za rękę.
-Jesteś pewna?- chciał się upewnić. Zatrzymał się przed małym, przytulnym budynkiem.
-Wiem, że to co robię to pewnie błąd ale tak, jestem pewna.- odpowiedziała i wyszła z samochodu.
Mężczyzna objął ją w pasie i razem udali się w stronę hotelu.... 


niedziela, 18 października 2015

Bo czas zawrzeć nowe znajomości...

-Iza? Co tak szybko?- zawołała brunetka słysząc otwierane drzwi.
-Nie. To tylko ja.
-Maciek? A co ty tu robisz?
-Serio?- odpowiedział i popatrzył na siedzącą na kanapie brunetkę jak na idiotkę.
-Sorry nie było pytania- odpowiedziała nie patrząc na niego, klepiąc zawzięcie coś na laptopie.
-Dzięki, chętnie napiję się kawy- usłyszała po chwili.
-Nie ma za co. Mi też możesz zrobić- uśmiechnęła się do niego, wywalając w jego stronę język.
-Wiesz, niemożliwa jesteś. Boże, jak moja Izunia z tobą wytrzymuje.
-Milcz ty... Kocie jeden.
-Ale odkrywcze. Brawo!
-Idiota- mruknęła pod nosem, mijając uśmiechającego się Kota.
-Słyszałem. I tak wiem, że mnie kochasz.-krzyknął w jej stronę.
-Wiesz, mam dobrą radę. - powiedziała podchodząc do mężczyzny.-Nie wiem co ty bierzesz ale ogranicz, bo ci na mózg pada. Blondynie... ty jeden.- dodała po chwili.
-Blondynie? Teraz to przegięłaś- krzyknął i zaczął ganiać za nią po mieszkaniu. Ścigając się nie zauważyli, że ktoś wszedł do środka. Iza spokojnie poszła do kuchni zrobiła trzy kawy i pokroiła ciasto, które wczoraj upiekła Emma. Nagle do kuchni wpadła, wciąż kłócąca się dwójka najbliższych jej osób.
-Wiecie co? Zachowujecie się jak dzieci.- powiedziała, przerywając tym samym ich kłótnię.
-Już wróciłaś?
-Tak i jak zwykle się kłócicie. O co poszło tym razem?- spojrzała na nich.
-Nieważne- odpowiedziała Emma, sadowiąc się na krześle i upijając łyk kawy.- Mmm,... boska. Nawet nie wiesz, jak będzie mi tego brakować.
-To kiedy wyjeżdżasz?- spytał już poważnie Maciek. Mimo, że ciągle kłócił się  brunetką, to jednak bardzo ją lubił. Pamiętał też, jak  dwa tygodnie temu odbierał ją zapłakaną z dworca. Wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście.
-Jutro. Lot mam na 14:30 i w związku z tym mam do was prośbę.
-Jasne, że pojedziemy z tobą na lotnisko- odpowiedział rudzielec. Przyjaciółki potrafiły zrozumieć się bez słów.
-Dzięki. 
-Nie ma za co. Na nas zawsze możesz liczyć. Prawda Kocie?
-yyy...
-Maciek!- krzyknęła Iza, trącając go łokciem.
-Żartowałem przecież.
-Dobra gołąbeczki, nie przeszkadzam wam już. 
-Ale...
-Muszę załatwić jeszcze parę spraw związanych z wyjazdem. Do wieczora.- odpowiedziała i szybko opuściła mieszkanie.

                                                             ***


-Iza gdzie on jest? 
-Zaraz będzie. Spokojnie zdążymy.
-Zabiję go. Wiem ,że to twój chłopak ale naprawdę zrobię mu krzywdę jak nie pojawi się w tych drzwiach za 5 minut.
-Jestem już- krzyknął w tym momencie Maciek. 
-Ciesz się głupku, ciesz. Jeszcze chwila a Iza płakałaby nad twoim wątłym ciałkiem.
-Wątłym? -pytał wściekły Kot.
-Takie chuchro, że aż strach.
-No nie proszę, nie kłóćcie się. Nie ma na to czasu- powiedziała Iza patrząc na tę dwójkę, znowu skaczącą sobie do gardeł.
-O matko spóźnimy się!- krzyknęła Emma łapiąc za walizkę i torebkę.
-Daj ja to wezmę- odpowiedział Maciek.- Poza tym mam dla ciebie niespodziankę.
-Zaczynam się bać.- odpowiedziała wychodząc z mieszkania. Maciek z Izą tylko się uśmiechnęli.
Poganiani przez wściekłą brunetkę dojechali na lotnisko.  Weszli do budynku a tam czekała na Emmę niespodzianka.
-Ja pierdzielę. Żyła to ty?- krzyknęła szczęśliwa dziewczyna, rzucając się w ramiona uśmiechniętego mężczyzny.
-Hehe Emka, jak mógłbym się z tobą nie pożegnać, hehe...
-Piotrek nie wiesz jak się cieszę. Dziękuję.
-Podziękuj lepiej Kotu. To był jego pomysł.
-Dzięki Kocie- krzyknęła w stronę Maćka, stojącego w towarzystwie Izy,Kamila,Ewki i Justyny. Ten tylko się roześmiał.
-Dobrze a teraz mów mi tu jak na spowiedzi, czego uciekasz od swojego brata przyszywanego kochanego? I to do kogo? Do konkurencji naszej?
-yyy..-nie wiedziała co odpowiedzieć.
-Żartowałem hehe... Pozdrów Stefanka, mojego kolegę dobrego i powiedz mu, że nadal wisi mi naszą polską wódeczkę a nie żaden zagraniczny szit.
-Przekażę Żyła, przekażę. O reszcie to na Skypie pogadamy jak już dotrę i się ulokuję, dobrze?
-Jasne mała. Trzymaj się i nie daj się. A jak będą cię źle traktować koledzy z Austrii to wykręć do mnie numer a ja już tu z kolegą Kamilem i resztą bandy (czyt. Kubacki, Klimek, Ziobro, Koty dwa i Miętus z Biegunem) wpadniemy i nauczymy ich jak traktować naszą księżniczkę.
-Boże widzisz i nie grzmisz. Przestańcie mnie wreszcie nazywać księżniczką.- wściekła tupnęła nogą. Nie znosiła jak ją tak nazywali. Jej życie wcale nie było bajkowe.
-Nie wkurzaj się bo złość piękności szkodzi, hehe- zaśmiał się Piotr. Niestety właśnie kończyła się odprawa, więc musiała już iść.Pożegnała się ze wszystkimi, jeszcze raz podziękowała Maćkowi za niespodziankę, popłakała się z Izą i poszła na odprawę. 
Lot dłużył się jej niesamowicie. Zastanawiała się także, czy Heinz będzie pamiętał o tym, żeby odebrać ją z lotniska.

Nareszcie wylądowali. Miała już dość siedzącego obok niej mężczyzny. Nie dość, że na samym początku upił się i jechało od niego jak z gorzelni, to później szybko zasnął i resztę lotu chrapał niemiłosiernie. Wysiadła wkurzona z samolotu, odebrała swoje bagaże i ruszyła na poszukiwania swojego wuja. Po dwudziestu minutach usiadła zrezygnowana na pobliskim krzesełku, wyciągnęła nowiutkiego smartfona ( prezent od mamy), wybrała numer i czekała...
Niestety, ciągle włączała się poczta głosowa. Nie pozostało jej nic innego jak wezwać taksówkę i mieć nadzieję, że Heinz jest jeszcze na treningu z chłopakami.
                                                      ***

-Stefan przestań gadać jak przekupa na targu, tylko rusz ten tyłek i zrób pięć okrążeń wokół budynku- krzyknął Kuttin.
-Ale trenerze...
-Nie ma żadnego ale Stefan. Biegniesz i to już albo zaraz z pięciu zrobi ci się dziesięć okrążeń.
-Dobrze. Już biegnę.- powiedział Kraft i z niezadowoloną miną wyszedł z budynku.
-A wy chcecie dołączyć do kolegi? Bo widzę, że zamiast ćwiczyć, panienki sobie siedzą i plotkują- darł się wkurzony. Czasami miał dość ich dziecinnego zachowania.
-Ale trenerze my się tylko zastanawiamy, kto teraz będzie nas masował skoro Albert odchodzi.- odparł Morgenstern.
-O cholera- zaklął Heinz i wybiegł z sali.
-A temu co?- zapytał wchodzący do sali Schlierenzauer.
-A kto go tam wie.- odpowiedział Thomas, wracając do swoich ćwiczeń.

Wysiadła właśnie z taksówki, gdy zauważyła biegającego wokół budynku chłopaka. To chyba Stefan Kraft- pomyślała sobie idąc w stronę głównych drzwi.
-Przepraszam a pani do kogo?- usłyszała za plecami. Zobaczyła znajomego z dzieciństwa ochroniarza.
-Do Heinza Kuttina. Byłam z nim umówiona panie Ludwiku. Widzę, że pan dalej na straży ośrodka.
-Emmo, kochana nie poznałem cię. Jak ty wydoroślałaś. Minęło parę lat prawda?
-Tak, tak. To mogę wejść, troszkę się spieszę.
-Oczywiście. Ja tu gadu gadu a ty mi tu kochana marzniesz. Tylko musisz sama poszukać wuja, bo ja się stąd ruszyć nie mogę. Trzymaj przepustkę.
-Trudno. Jakoś sobie poradzę.
-Poczekaj. Widzę, że Stefan idzie w naszą stronę. Poproszę go, żeby cię zaprowadził.- powiedział i zanim Emma zareagowała już rozmawiał z Kraftem. Ten spojrzał na nią z uśmiechem. Po chwili rozmowy z ochroniarzem podszedł do niej.
-Cześć Stefan jestem.
-Cześć Emma.
-Słyszałem, że szukasz Heinza?
-Mhm. Miał mnie odebrać z lotniska ale zapomniał.
-Zdarza mu się- zaśmiał się chłopak.-Na długo tu przyjechałaś?
-Na jakiś czas. A ty czym podpadłeś trenerowi, że kazał ci biegać wokół budynku?
-Niesprawiedliwość mnie spotkała. Ja żem się tylko kolegi spytał, kto teraz będzie mnie masował po ciężkim treningu. Czyje będą te cudowne ręce? Bo wiesz, a nie pewnie nie wiesz, że nasz fizjoterapeuta Albert odchodzi, bo jak twierdzi z wariatami i dziećmi nie będzie pracować. To jego słowa, jak babcię kocham. A kocham ją bardzo, bo ona w dzieciństwie takie pyszne pierogi robiła. Podobno ruskie się nazywają. Nie wiem dlaczego ruskie skoro babcia rodowita Austriaczka była. W sensie, że jest, bo nadal żyje i do tej pory mi je gotuje. Chyba od samego mówienia to się głodny zrobiłem. Może wyskoczymy na jakieś dobre ciacho, co?
-yyy...- nie wiedziała co odpowiedzieć. Nadal próbowała ogarnąć ten słowotok Stefcia.
-O matko kochana. Przepraszam cię. Zapomniałem ,że ty tu do naszego trenera przyjechałaś i pewnie masz do niego jakąś sprawę. A ja tu głupi z jakimś ciastkiem wyskakuję.
-Stefan...
-Wiem, wiem. Trochę nieogarnięty jestem. Michi, w sensie Michael Hayboeck cały czas mi to powtarza.
-Ale Stefan...
-Masz całkowitą rację. Muszę coś z tym zrobić. No bo wiesz, Michi ma Julię, Gregor Sandrę a Thomas Christinę. Dietharta nie liczę bo on to nie ma dziewczyny tylko świnkę. No ale grunt, że też ktoś go kocha. W sensie, że tą świnkę. No wiadomo Kofler to będzie się praktycznie zaręczał, chyba wypada, bo z Anette to już ze trzy lata są parą, no a Wolfi to ma żonę i dzieci. Tylko ja jak ta sierotka Marysia jestem sam. A ty?
-Co ja?- pytała zdezorientowana. Już dawno zgubiła sens całej tej ich rozmowy.
-Czy masz kogoś? Chłopaka? Męża?...Dziewczynę?- przy tym ostatnim Emma spojrzała na niego jak na wariata.
-Aktualnie nie mam żadnego chłopaka, męża ani dziewczyny. Poza tym od jakiegoś czasu próbuję ci powiedzieć, że Heinz  macha w twoją stronę baaardzo wkurzony. Chyba masz przechlapane.
-Kobieto ratuj- poprosił składając ręce.- Proszę.- dodał wlepiając w nią te swoje błyszczące patrzałki.
-Dobrze, już dobrze. Zaraz mu powiem, że nie mogłam trafić i poprosiłam cię o pomoc.
-Dzięki, kochana jesteś. W podziękowaniu zapraszam cię na najlepsze ciacho w całym Insbrucku.
-Stefan?
-Wiem, znowu zapomniałem. Przecież ty już jesteś umówiona z trenerem.
-Pójdę z tobą na to ciacho. U Heinza długo mi nie zejdzie.
-To ja lecę. Będę czekać przed wejściem.
-To do zobaczenia.- odpowiedziała i zwróciła się do nadchodzącego mężczyzny.
-Witaj wujku.- zbliżyła się i pocałowała go w policzek.
-Cześć Emmo. Miałaś nie mówić do mnie per wuju. Czuję się wtedy tak staro.
-No dobrze. Niech ci będzie, Heinz.
-Wiesz, że musimy porozmawiać? Dzwoniła do mnie Elżbieta.
-Nie teraz, proszę. Weź moje walizki. Ja na razie nie jadę do domu. Umówiłam się z kimś na kawę.
-Ok. Byle nie długo. Wróć jak najszybciej bo mamy do pogadania.
-Nie zrzędź. Pogadamy później. Pa.
-Wróć wcześnie, żebym się nie martwił.- krzyknął za wychodzącą dziewczyną.

Skoczkowie właśnie skończyli trening i rozchodzili się do domu.
-Stefan a co ty stoisz jak kołek? Wsiadaj do samochodu bo tylko na ciebie czekamy.- powiedział Kofler.
-Ja nie jadę.
-No nie wygłupiaj się. Chyba się na nas nie obraziłeś?
-Nie. Umówiony jestem.
-Że co? Jaja sobie robisz?
-Nie. Zaprosiłem Emmę na kawę i ciastko a ona się zgodziła.-powiedział dumnie.
Koledzy popatrzyli na niego jak na kosmitę. Stefan i kobieta? Toż to jakieś święto. Nie od dziś wiadomo, że Kraft w stosunku do dziewczyn to raczej nieśmiały jest.
Zaczęli się z niego śmiać.
-Hej mała, może się umówimy?- krzyknął w pewnym momencie Gregor, do wychodzącej z budynku pięknej brunetki. Rozległy się gwizdy pozostałych skoczków.
-Nie dzięki, jestem już umówiona.- odpowiedziała i podeszła do stojącego obok auta Stefana.
-To co Stefan, idziemy?
-Oczywiście Emmo- odpowiedział i uśmiechnął się do niej. Poszli w stronę jego ulubionej kawiarni.
Tymczasem reszta skoczków siedziała w samochodzie w milczeniu z opadniętymi szczenami. Każdy z nich zastanawiał się jak taki Kraft wyrwał taką laskę.
-Chłopaki to jedziemy do domu? Głodny jestem.
-Schlierenzauer, ty to zawsze jesteś głodny.-odpowiedział Michi i odpalił auto...

środa, 14 października 2015

Prolog

-Emmo, proszę zostań.
-Nie mamo. To nie ma sensu.- odpowiedziałam drżącym głosem w stronę mojej rodzicielki.
-On naprawdę nie chciał.
-W tym rzecz, że chciał. Chyba nigdy nie zrozumiem jego nienawiści do mnie.- odparłam znużona, przerywając pakowanie walizki i siadając na łóżku. Miałam dość całej tej chorej relacji z ojcem.
-On cię kocha- szepnęła cicho matka Emmy.
-Nie kłam. Obie wiemy, że ojciec zawsze mnie nienawidził. Byłam, jestem i zawsze będę dla niego nikim.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale, mamo. Kocham cię, jednak nie mogę tu dłużej mieszkać. Nie po tym, co mi zrobił.- odpowiedziałam wstając  łóżka i udając się do łazienki po swoje rzeczy.
-Zostań chociaż do końca wakacji. Nie masz przecież gdzie mieszkać.
-Nie zostanę. Na razie będę mieszkać u Izy a za dwa tygodnie wyjeżdżam do Insbrucka.
-Nie możesz do niego jechać- krzyknęła Elżbieta, moja matka.
-Dlaczego? Co się stało, że tak go nienawidzisz? Przecież należy do naszej rodziny.
-Nie pytaj, nie powiem ci. Proszę jedź gdzie chcesz, byle nie do niego.
-Niestety za późno. Podjęłam już decyzję, poza tym mam już tam załatwioną pracę.- odpowiedziałam rozglądając się czy spakowałam wszystko. Wzięłam torbę podróżną i dwie walizki do ręki. Pożegnałam się z płaczącą rodzicielką i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Stanęłam chwilę na tarasie, ostatni raz podziwiając widok na moje ukochane góry. Westchnęłam, ocierając samotną łzę spływającą po moim policzku.
-Dam radę...- szepnęłam i wsiadłam do czekającej na mnie taksówki.






                                            ***********************************



Witajcie....
Oto i prolog.
Mam nadzieję, że Was zainteresowałam.
Miło mi będzie gdybyście pozostawili po sobie jakiś ślad w postaci komentarza :-)
Rozdziały będą się ukazywać raz na tydzień.
Pozdrawiam :-)