czwartek, 10 grudnia 2015

Bo muszę ci powiedzieć, że....

       Siedziała z zapłakaną twarzą, kolejny raz odrzucając nadchodzące połączenie od Heinza. Chciała być sama i wyrzucić z siebie cały swój żal i rozpacz. Trzymając się kurczowo belki skoczni, patrzyła na rozciągający się z tego punktu widok miasta. Po raz kolejny przejechała dłonią po zimnym policzku, ocierając wciąż napływające łzy. Dźwięk jaki z siebie wydała, przypominał jęk konającego zwierzęcia. W jej głowie na nowo pojawiały się obrazy... ona i Karol spleceni w miłosnym uścisku, wspólne wygłupy z Werą i Manuelem, potem niespodziewana wiadomość, jej radość, a potem dzień, który z najszczęśliwszego stał się koszmarem, który prześladuje ją do tej pory. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Poczuła kłucie w piersi gdy gorące powietrze dotarło do jej płuc. Skrzywiła się słysząc dzwoniący ponownie telefon. Nie odebrała...
       Mijały godziny a brunetka wciąż siedziała bez ruchu. Nie płakała, nie miała już łez. Pustym, wypranym z emocji wzrokiem wpatrywała się w krajobraz, nie zwracając uwagi na siadającego obok niej Gregora. Ten wyciągnął telefon i wybrał numer do Heinza
-Trenerze, znalazłem ją, całą i zdrową. Jesteśmy na skoczni.- powiedział i rozłączył się.
Chowając telefon do kieszeni przysunął się w jej stronę. Delikatnie wziął ją za rękę.
-Emmo, dobrze się czujesz?- zapytał zmartwiony jej stanem. Wiedział, że głupio pyta ale nie miał pojęcia jak zacząć rozmowę. Bał się o nią. Po raz pierwszy widział ją taką kruchą i delikatną, jakby zaraz miała rozpaść się na milion kawałków. Czekał dłuższą chwilę zanim mu odpowiedziała.
- Nie Gregor. Nie czuję się dobrze. Boli mnie tu- powiedziała kładąc rękę na sercu.
-Ja... nie wiem... jak mogę ci pomóc?- plątał się, nie wiedząc jak się zachować.
Emma widząc jego zmieszanie lekko się uśmiechnęła.
-Zabierz mnie stąd, proszę.
-Nie ma sprawy mała.- odpowiedział i pomógł jej zejść. Idąc do jego auta cały czas trzymał ją w ramionach. Emma zmęczona kilkugodzinnym płaczem, zasnęła wkrótce w samochodzie. Kiedy dojechali na miejsce, Gregor wziął ją na ręce i zaniósł do swojego pokoju na łóżko. Przytulił ją do siebie, delikatnie gładząc ją po włosach. Po jakimś czasie usłyszał ciche pukanie do drzwi. Powoli wstał by nie zbudzić Emmy i wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Stali tam wszyscy skoczkowie.
-Co z nią?- zapytał pierwszy Stefan.
-Źle Stefan.- powiedział ponurym głosem Gregor.
-Rozmawiałeś z nią? No wiesz, o tym co się stało?
-Skąd, nie była w stanie rozmawiać. Usnęła w aucie i nawet nie obudziła się jak ją przenosiłem do pokoju. A Manu nic wam nie powiedział?
-Co ty, milczy jak zaklęty. Poza tym wyszedł zaraz po tobie.
-No nic, ja wracam do niej. Zadzwońcie do Heinza, że zostaje dzisiaj u nas w domu.- powiedział i wrócił do Emmy.

        Przeciągnęła się, natrafiając ręką na coś twardego. Odwróciła się i zobaczyła śpiącego obok niej szatyna. Uśmiechnęła się do siebie. Wstała cicho i zeszła do kuchni. Jej organizm domagał się porządnej, mocnej kawy. Wiedziała, że winna jest im wyjaśnienia. W końcu to jej przyjaciele.  Nie wiedziała tylko czy będzie w stanie o tym mówić. Usiadła z parującym kubkiem na wielkiej kanapie, w salonie. Przykryła się leżącym obok polarowym kocem i czekała....
Zegar wybił właśnie godzinę dziewiątą, kiedy Gregor nie w pełni rozbudzony, próbował przytulić do siebie kobietę. Błądząc ręką po łóżku, nie wyczuł jej ciała. Otworzył zdziwiony oczy i nie widząc jej, wyskoczył szybko i wybiegł z pokoju. Zbiegł po schodach na dół w poszukiwaniu Emmy.
Zastał ją siedzącą na kanapie. Spojrzała na niego, uśmiechając się niepewnie.
-Cześć- powiedział, siadając obok niej.
-Hej- wyszeptała cicho, bawiąc się do połowy pustym kubkiem.
-Myślałem, że uciekłaś. Jak się czujesz?
-Lepiej, jak widać. -odpowiedziała. Gregor wstał i chciał wrócić do siebie ale brunetka złapała go za rękę.
-Poczekaj Gregor- powiedziała- ja...
-Tak?
-Dziękuję.
-Nie ma za co.- odpowiedział i ponownie usiadł przy niej. Przytulił ją do siebie.
-Gregor?
-Mhm?
-Zadaj w końcu to pytanie.
-Pytanie?- spojrzał na nią zdziwiony.
-Przecież wiem, że ciągle zastanawiasz się kim jest Ben.
-Emmo, nie musisz mi nic mówić jak nie chcesz.- odpowiedział, patrząc jej głęboko w oczy. Był ciekawy, to prawda ale nie chciał widzieć jej znów w takim stanie, w jakim była wczorajszego dnia.
-Możesz zawołać chłopaków? - powiedziała zdenerwowana. - Myślę, że powinnam wam nieco wyjaśnić. Kiedyś i tak byście się dowiedzieli.
Gregor ruszył biegiem po schodach, budząc każdego ze skoczków. Po dziesięciu minutach wszyscy siedzieli w salonie, czekając aż Emma zacznie swoją opowieść. Po jednej stronie miała Krafta a po drugiej Schlierenzauera. Brunetka wzięła głęboki wdech dla uspokojenia i opowiedziała im wszystko. O tym, że jeździła na łyżwach. O Karolu, który był jej nie tylko partnerem na lodzie ale i jej miłością. O tym, że kiedy ona nie mogła już z nim trenować zastąpiła ją Wera, kuzynka Fettnera, z którą przyłapała Karola w niedwuznacznej sytuacji.Widziała jak zmieniały się ich miny, z zaskoczonej, po niedowierzanie aż na końcu złość i współczucie. Samotna łza spłynęła jej po policzku. Nie zdążyła jej wytrzeć, zrobił to Gregor. Teraz zostało jej powiedzieć o najbardziej bolesnej części historii...
-Tego dnia kiedy przyłapałam Werę z Karolem, umarł też Ben. Pewnie zastanawiacie się kim był?- powiedziała i pobiegła do pokoju Schlieriego. Wróciła po chwili z kawałkiem czarno-białego wydruku.
-To właśnie był Ben- dodała po chwili, pokazując im zdjęcie USG kilkumiesięcznego płodu.
Schlierenzauer siedział, jak rażony prądem. Trzymał wydruk i spoglądał z niedowierzaniem to na zdjęcie to na Emmę.
-Ale co się stało?- zapytał Kraft, nadal będąc w szoku.
-Tego dnia wracałam właśnie od lekarza, który potwierdził, że to będzie chłopiec. Chciałam zrobić niespodziankę Karolowi i przygotować kolację. Wiecie taką super, ekstra ale Manuel przekonał mnie, żebym z tym nie czekała. Pobiegłam na lodowisko ale nikogo nie zastałam, więc poszłam do szatni a tam zobaczyłam jak mój narzeczony uprawia seks z kuzynką Manu. Nie pamiętam dokładnie co się potem działo. Z tego co powiedziała mi policja, wybiegłam na ulicę, nie zauważając nadjeżdżającego samochodu. Obudziłam się w szpitalu. Niestety dziecka nie udało się uratować.- ostatnie słowa wyszeptała, czując wielką gulę w gardle. Wzięła dwa głębokie wdechy i otarła spływające łzy.
-Hej wszystko w porządku?- zapytał zmartwiony Schlieri, delikatnie gładząc przy tym  jej dłoń.
-Tak, z każdym dniem jest coraz lepiej. - odpowiedziała, posyłając im coś na kształt uśmiechu.
Chwilę ciszy przerwało nagłe trzaśnięcie drzwi. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się by zobaczyć, wchodzące do domu dwie osoby. Po chwili można było usłyszeć głośny pisk Emmy biegnącej w stronę Heinza i jego gościa.
-Nie wierzę..- szepnęła ze łzami w oczach.
-Uwierz kochanie. Może mnie przedstawisz swoim przyjaciołom?- usłyszała brunetka od swojego gościa. Spojrzała na nadal siedzących chłopaków. Widziała ich pytające spojrzenia.
-Ekhm- chrząknęła by powrócił jej głos- Chciałabym przedstawić wam....















          Oto i jestem z kolejnym rozdziałem.
 Przepraszam za swoją długą nieobecność ale ostatnio przez nawał obowiązków byłam gościem we własnym domu, przynajmniej taki zarzut usłyszałam ( pff.. :-P)
Wracając do tematu, nie moja wina, że doba ma za mało godzin a życie narzuca nam czasami takie tempo, że ciężko nadążyć. Tak więc ,znajdując chwilkę napisałam oto ten rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania.  W międzyczasie nadrabiam czytanie i komentowanie na Waszych blogach.
 Pozdrawiam, Wasza niewyrobiona w czasie Anna M.

piątek, 20 listopada 2015

Bo nie mogę zapomnieć....

        Niebo przybrało kolor granatu i szarości. Promienie słońca, zniknęły a zamiast nich pojawiły się pierwsze krople deszczu. Co jakiś czas niebo przecinały potężne błyskawice. Emma stała oparta o biurko i podziwiała rozpętującą się burzę. Drgnęła, słysząc kolejny głośny grzmot. 
-Taka duża a zwykłej burzy się boi?- podskoczyła ze strachu, słysząc niespodziewanie głos przy swoim uchu.
-Gregor, chcesz żebym zawału dostała?- powiedziała z wyrzutem w stronę szatyna.
Stał uśmiechnięty, w tej swojej pozie a`la  jestem boski, bierz mnie. Miał na sobie dopasowaną koszulkę, która uwydatniała jego dobrze wyrzeźbione ciało. Wytarte dżinsy i sportowe buty uzupełniały znakomicie jego Look niegrzecznego chłopca. Brunetka długo walczyła ze sobą, żeby oderwać od niego wzrok. Kiedy się jej to udało, usiadła za biurkiem, czując miękkość w kolanach.
-Co tu robisz?- zapytała, starając się utrzymać neutralny ton.- Zajęcia zaczynają się za pół godziny.
-Wiem. Chciałbym porozmawiać o nas.- odpowiedział, zadziwiając tym samym siedzącą na przeciw kobietę. Minął ponad tydzień od ich rozmowy. Gregor nadal był z Sandrą a Emma postanowiła, uszanować jego decyzję, co nie zmieniało jednak faktu, że była rozgoryczona i zraniona. Będąc jednak profesjonalistką, traktowała Schlieriego jak pozostałych skoczków. Najgorzej było, kiedy przychodziła jego kolej na masaż. Cierpiała katusze, musząc dotykać jego ciała i zachowując przy tym neutralny stosunek do tego. Próbowała nie pamiętać ich wspólnych chwil w pokoju hotelowym. Prywatnie unikała go jak ognia, chociaż nie zawsze to było możliwe, szczególnie, że ostatnimi czasy, gdzie ona, tam i Gregor. Gdzie Gregor tam i Sandra, która zachowywała się jakby już została panią Schlierenzauer.
-Gregor nie ma żadnych nas- odpowiedziała po chwili.- O ile dobrze pamiętam, a pamięć mam dobrą to ty jesteś z Sandrą. Wybrałeś ją, więc nie rozumiem co ty właściwie chcesz ode mnie.- dodała, lekko oburzona jego głupimi gierkami. Miała wystarczająco problemów do rozwiązania, by pakować się jeszcze w trójkąt z Schlierenzauerem.
-Ale ja nie potrafię o tobie zapomnieć.- warknął w jej stronę. Miał dość tej zawikłanej sytuacji. Owszem nadal był z Sandrą ale teraz nie był już taki pewien, czy dokonał słusznego wyboru. W głowie siedziała mu już tylko Emma. Uwielbiał jej śmiech, poczucie humoru i charakter. Potrafiła postawić na swoim, dążyła konsekwentnie do obranego sobie celu, starając nie robić nic wbrew swoim zasadom. Głupi nie był, widział jak codziennie walczy ze sobą, żeby nie rzucić mu się w ramiona i posłać wszystko do diabła.
-Nie- powiedziała stanowczo, widząc jak zbliża się w jej stronę.- Proszę, nie utrudniaj mi tego. Mam wystarczająco dużo problemów, nie potrzebuję jeszcze wikłać się z tobą w romans. Ja tak nie potrafię. Więc, jeśli to wszystko, to proszę wyjdź, bo chcę się jeszcze przygotować na zajęcia.- dodała, wskazując mu drzwi. Szatyn nic nie mówiąc wyszedł, trzaskając przy tym tak, że aż podskoczyła. Przebrała się szybko w swój strój, zajrzała po raz ostatni do swoich notatek i wyszła na spotkanie ze skoczkami. Idąc korytarzem, uśmiechała się pod nosem, na myśl, jak zareagują na jej plany. Po drodze spotkała Heinza, który machnął jej tylko ręką w geście dodania otuchy.
          Emma wzięła głęboki oddech i weszła na salę, z ułożonym planem przekonania chłopaków do ćwiczenia z nią zumby i aerobiku na basenie. Nikogo jeszcze nie było. Wypuściła z ust powietrze. Jak zwykle musieli się spóźnić. Postanowiła nie czekać i zrobić delikatną rozgrzewkę. Wciąż pamiętała godziny przygotowań i treningów zanim z gotowym układem weszła na lód. Podeszła do odtwarzacza i włączyła jedną z ulubionych ballad miłosnych. Zamknęła oczy, chłonąc muzykę całą sobą i zaczęła tańczyć. Każdy krok był precyzyjnie wykonany. Każdy obrót, skok, ruch dłoni był dokładny i płynny. Skrzywiła się na moment, kiedy zmyliła krok. Od zawsze była perfekcjonistką, więc cokolwiek robiła, to wkładała w to całą swoją duszę i czas, dopóki nie uznała, że jest idealnie. Nie tęskniła jednak za łyżwami. To było marzenie jej matki, które ona kiedyś chciała spełnić. Owszem jak wiele osób lubiła sobie pojeździć ale tak dla relaksu i zabawy, nie dla konkursów. Zatańczyła ostatnie takty muzyki a kiedy ona ucichła, kobieta usłyszała gromkie brawa. Zdziwiona odwróciła się w stronę drzwi. Stali tam skoczkowie z minami wyrażającymi zachwyt i zdziwienie.
-No co?- zapytała, lekko wzruszając ramionami.
-Boże Emma to było..., nawet nie wiem jak to określić.- pierwszy odezwał się Morgi.
-Aż takie było złe?
-Co ty dziewczyno wygadujesz?- krzyknęli Michael z Andreasem.- To było piękne i wzruszające.
Spojrzała na przyjaciół. Tak, mogła ich określić tym mianem. Wiedziała, że zawsze może na nich liczyć. Wyjątek stanowił jedynie Manuel, z którym łączyła ją jej przeszłość. Spojrzała na niego. Stał oparty o framugę drzwi i patrzył na nią z grymasem niezadowolenia na twarzy.
-Jak zwykle perfekcyjna- powiedział z ironią.
-A ty jak zwykle ironiczny- syknęła w jego stronę.
-Może.., tęsknisz za tym prawda i za nim też. - dodał zbliżając się do niej.
-Co boisz się o kuzynkę? Niepotrzebnie. Dostała, to co chciała, więc odczep się, okey?- warknęła zdenerwowana.
-Jak zwykle pyskata. Wiesz, że mnie to kręci?
Na sali zapanowała cisza. Skoczkowie stali oniemiali jego zachowaniem. Emma nie wiedziała co powiedzieć i tylko się zarumieniła a Schlieri stał wściekły i miał ochotę walnąć Fettnera.
-Kręci cię?- krzyknęła Emma po chwili. - Ta cała sytuacja cię bawi? Byłeś moim przyjacielem. Ufałam ci a ty mi nóż w plecy wbiłeś. To przez was Ben nie żyje. Nigdy wam tego nie wybaczę.- krzyknęła i wybiegła z sali, nie oglądając się za siebie.
-Kim był u licha Ben?- odezwał się Gregor patrząc nienawistnym wzrokiem na Manuela.
-I co ty jej zrobiłeś?- warknął Stefan łapiąc go za koszulkę. Obiecał Emmie, że nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić. Andi i Wolfi próbowali go odedrzeć od Fettnera. Bezskutecznie.
Do sali niespodziewanie wszedł Heinz.
-Do licha co tu się dzieje?- krzyknął, widząc szarpiących się mężczyzn - Kraft puść go. Czy wyście poszaleli i gdzie jest Emma?
-Nie wiemy- odpowiedział Morgenstern- Pokłóciła się z Manu wspominając o śmierci jakiegoś Bena i wybiegła po chwili.
Heinz w momencie zrobił się blady. Wściekły podszedł do Fettnera.
- Zabiję cię jeśli coś się jej stanie- warknął z całą złością na jaką było go stać. Po chwili wybiegł wybierając po drodze numer do Izabelli, najlepszej przyjaciółki Emmy....

piątek, 13 listopada 2015

Bo tak nie można..?

Pierwsze promienie słońca wpadały przez niezasłonięte okno,dając znać, że nadszedł kolejny dzień. Słońce raziło Emmę w oczy, więc brunetka przekręciła się na brzuch i zakryła głowę poduszką. Nie chciała jeszcze wstawać.  Sen przynosił chwilowe zapomnienie i ukojenie. Niestety czas mijał nie ubłagalnie o czym świadczyło, zbyt głośne jak dla niej, tykanie zegara na ścianie. Nie w pełni rozbudzona wstała i otworzyła okno, podziwiając widoki i wdychając rześkie powietrze. Po chwili wróciła na łóżko próbując sobie poukładać myśli w głowie. Wpatrywała się w biel sufitu, zastanawiając się jak ma teraz spojrzeć innym w oczy a szczególnie temu jednemu człowiekowi. Zachowała się jak tchórz, uciekając po wszystkim z pokoju hotelowego. Przez chwilę czuła się szczęśliwa, wtulając się w ramiona śpiącego mężczyzny. Niestety po chwili zadzwonił jego telefon a kiedy spojrzała na wyświetlające się imię, spanikowała i uciekła po cichu. Nie wiedziała jak ma się zachować. Ma udawać, że nic się nie stało? Że wszystko jest w porządku? Ale cholera stało się. Poszła do łóżka z facetem, którego znała tylko kilka godzin, w dodatku zajętym. Nigdy nie podejrzewała, że może się zachować jak jakaś bohaterka tanich romansów. Miłość od pierwszego wejrzenia? Zawsze uważała, że to przereklamowane, że coś takiego w prawdziwym świecie nie istnieje. A teraz? Teraz sama nie wiedziała co o tym myśleć. Nie, to na pewno nie miłość. Przecież to był tylko seks. Tylko?- podszeptywała jej podświadomość.  Na samo wspomnienie wczorajszych uniesień zarumieniła się po korzonki włosów. Tak, to był nieziemsko dobry seks. Miała w życiu tylko dwóch partnerów ale żaden nie doprowadził jej do takiego stanu jak ten mężczyzna. Każdy jego dotyk sprawiał ,że drżała a skóra płonęła żywym ogniem. Miała wrażenie, że rozpadnie się zaraz na milion kawałków. Na samo wspomnienie poczuła przyjemne pulsowanie w podbrzuszu. Schowała twarz w poduszkę.
-Cholera...- jęknęła, słysząc budzik. Nie miała ochoty wstawać. Chciała schować się pod kołdrą i zapomnieć o wszystkich problemach. Po dziesięciu minutach narzekania na swoje życie, wstała, zebrała się i zeszła na śniadanie. 
-Hej- powiedziała z przyklejonym uśmiechem na twarzy.
-Co jest?- spytał Heinz patrząc na nią uważnie, mrużąc przy tym śmiesznie oczy.
-Nic. Zupełnie nic- odpowiedziała Emma, smarując tosta dżemem.
-Na pewno? Wiesz, że możesz na mnie liczyć. Pamiętaj.- odpowiedział i przytulił brunetkę.
-Wiem- westchnęła.- Wszystko jest ok. Trochę się denerwuję pracą. Boję się, że sobie nie poradzę.
-Aha- odpowiedział. Nadal jednak patrzył na nią ze skupieniem na twarzy. Brunetka pomyślała, że chyba nie do końca uwierzył w to co powiedziała. 
Po kilkunastu minutach ruszyli razem do pracy. Im bliżej byli celu, tym Emma była zdenerwowana. Siedziała cicho, miętoląc w dłoniach pasek od ulubionej torebki. Niestety, każdy wybór niesie za sobą konsekwencje. Zamyślona, nie zauważyła nawet kiedy dojechali na miejsce. 
-Idziesz czy zostajesz?- usłyszała głos Heizna.
-Tak. Przepraszam, zamyśliłam się.- odpowiedziała i wyszła zamykając za sobą drzwi od terenówki. Wzięła głęboki oddech i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę stojących przed wejściem skoczków narciarskich.
Przywitała się ze wszystkimi. Nie miała jednak odwagi spojrzeć temu jednemu w oczy. Czuła jednak na sobie jego wzrok. Czuła, że szatyn rozbiera ją oczami, co z jednej strony ją strasznie wkurzyło, natomiast z drugiej spowodowało, że przyspieszył jej puls i poczuła znajomy uścisk w podbrzuszu.
-Cholera..- pomyślała sobie. Nawet samym spojrzeniem doprowadzał ją do takiego stanu. Zachłysnęła się powietrzem na samą myśl o tym co chciała by teraz z nią robił. Poczuła, że traci grunt pod nogami a jej pewność siebie gdzieś znikła. Była totalnie zagubiona. Na szczęście przyszedł jej z pomocą Heinz. Poganiani przez niego, wszyscy ruszyli w stronę budynku. Emma została w tyle, licząc, że zdąży zamienić słowo z szatynem.
-Musimy porozmawiać Gregor- szepnęła, kiedy zbliżył się do niej.
-Kiedy i gdzie?
-Po treningu, na trybunach skoczni. Może być?
-No to jesteśmy umówieni- odpowiedział i odszedł w stronę kolegów jak gdyby nigdy nic.
Dzień minął jej pracowicie. Albert powoli wprowadzał ją we wszystkie szczegóły. Przejrzeli razem karty medyczne skoczków. Zapoznała się z całą listą urazów jakich doznali, ćwiczeniami jakie do tej pory wykonywali i jak prowadził rehabilitację jej poprzednik.
Teraz siedziała w swoim gabinecie, wpatrując się w zegar i licząc upływające minuty do spotkania z Schlierenzauerem, stukając przy tym palcami o blat biurka. Była zniecierpliwiona, bowiem chciała jak najszybciej wyjaśnić sytuację, póki ma jeszcze siłę by mu odmówić. Usłyszała chrząknięcie. Podnosząc wzrok, zobaczyła stojącego przed nią z niepewną miną Stefana. Emma wskazała mu by usiadł na stojącym na przeciwko krześle.Oboje mierzyli się wzrokiem, tocząc jakąś niezrozumiałą bitwę.
-Przepraszam- rzucił po chwili Stefan, kierując wzrok na swoje dłonie.
-Po patrz na mnie Stefan- poprosiła łagodnie, sama nie wiedząc do końca co ma mu odpowiedzieć.
-Emmo, ja..- nie wiedział jak ma wytłumaczyć swoje zachowanie w kawiarni.
-Przestań Stefan. Nie musisz mi nic tłumaczyć, bo widziałam jak patrzyłeś na tamtą dziewczynę. Domyśliłam się, że pocałowałeś mnie na pokaz. Zraniłeś tym moje uczucia ale wybaczam ci. Tylko pamiętaj, że następnym razem jak ci przyjdzie coś tak głupiego do głowy do oberwiesz.
-Nie będzie następnego razu moja ty cudowna, kochana przyjaciółko. Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na mnie. Jak trzeba będzie komuś obić buźkę i jak zabranie ci tych..no wiesz... ten teges i trzeba będzie szybko biec po to do marketu. No ale wiesz o co mi chodzi, prawda?- uśmiechał się do Emmy z nadzieją, że go rozumie.
-Ten teges?- zapytała, chociaż jak znając Stefana, to sam chyba nie do końca wiedział o czym mówi.
-No wiesz ciocia z Ameryki i te sprawy...- Kraft był coraz bardziej zawstydzony.
-Ciocia? O czym ty mówisz?- Emma domyślała się o co mu chodzi ale postanowiła go jeszcze trochę pomęczyć. Kiwała przecząco głową, dając mu do zrozumienia, że nadal nie wie o czym mówi. Brunet westchną głośno, podrapał się po głowie i zarumieniony po korzonki włosów powiedział:
- Wiesz jak ci zabraknie tych.. no...tych latających albo nielotów to uderz w krzyk a ja twój oddany przyjaciel polecę do pani Krysi, co pracuje w sklepie naprzeciwko i to zakupię, tylko będziesz musiała napisać jakiej firmy i rozmiar. Bo one chyba mają rozmiar? Tak mi się wydaje, bo kiedyś mama mnie po to wysłała do marketu a ja przez pomyłkę wziąłem te cienkie.. no wiem....- Starał sobie przypomnieć ich nazwę.- Właśnie to wkładki były i biedny musiałem lecieć tam jeszcze raz. A panie kasjerki miały ze mnie ubaw bo dla pewności wziąłem po sztuce  każdego rodzaju. Mama miała zapas na ponad rok.
Emma nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Popatrzyła na zdziwionego jej zachowaniem Stefana i roześmiała się na głos. Kiedy już myślała, że jej przeszło, spojrzała na niego i znów się śmiała. Po którymś razie brunet dołączył do niej. W takim stanie zastał ich Gregor. Nie wiedział co się dzieje. Oboje spojrzeli na szatyna a widząc jego zdezorientowanie, zaczęli się śmiać jeszcze bardziej. Po chwili zwabieni dziwnymi odgłosami do gabinetu Emmy zlecieli się pozostali skoczkowie. Stali i patrzyli na siedzącą brunetkę, trzymającą się za brzuch, dosłownie płaczącą ze śmiechu. Na przeciw niej siedział ich Stefanek i śmiał się razem z nią a że jego śmiech przypominał beczenie kozy, też zaczęli się śmiać. Wszystko się zmieniło kiedy Emma spojrzała na Gregora. Uśmiech zamarł jej na ustach, dobry humor ją opuścił. W oczach pojawiły się nowe łzy, które nie miały nic wspólnego z radością. Brunetka odwróciła się, złapała za torebkę i wyszła, pozostawiając zdziwionych jej zachowaniem skoczków.
-Ja do niej pójdę- zdecydował Schlierenzauer, nie dając dojść kolegom do głosu. Wybiegł rozglądając się za Emmą. Chciał z nią porozmawiać o tym co się stało. Skierował się w stronę skoczni. Po chwili zauważył ją. Siedziała na trybunach ze spuszczoną głową. Zbliżając się do niej zauważył, że płacze. Podszedł do niej szybko, usiadł obok i bez słowa przytulił.
-Nie płacz proszę- powiedział, delikatnie odgarniając dłonią z jej twarzy kosmyk ciemnych włosów.
- Gregor ja tak nie mogę. To nie może się powtórzyć, rozumiesz?- spojrzała na niego z niechęcią. - Przecież się praktycznie nie znamy. Nie kochasz mnie a ja... Po prostu ja nie traktuję seksu jak sportu.
-A ja tak? To chciałaś powiedzieć?- wstał wściekły na kobietę. Może i nie był całkiem fair w stosunku do niej i Sandry ale też miał jakieś uczucia.
-Nie mówię, że tak jest, tylko nie widzisz, że swoim zachowaniem krzywdzimy Sandrę.
-Wiem, nie potrafię jednak przestać o tobie myśleć. Między nami jest jakaś chemia. Ciągnie nas do siebie jak ćmę do ognia. Nie potrafię z ciebie zrezygnować.- powiedział, kreśląc kciukiem kółka na jej nadgarstku. Serce zaczęło jej dudnić w piersi. Taki niewinny gest a rozpala w niej nieprzyzwoite żądze. Spojrzała na niego niepewnie. Te jego czekoladowe oczy, przewiercały jej duszę na wskroś.
Stała, jak zahipnotyzowana, nie mogąc albo  i nie chcą się ruszyć. Czekała na jego następny krok. Każda upływająca sekunda sprawiała, że pulsowanie w podbrzuszu stawało się silniejsze. Wiedział jak na nią działa. Zobaczyła to w jego oczach. Uśmiechnął sie pokrzepiająco do niej i przycisnął ją do siebie. Poczuła go. Miała ta samą władzę nad nim jak on nad nią. Pocałował ją. Tym razem nie zachłannie tylko tak delikatnie, z czułością, jakby chciał udowodnić sobie i jej, że nie jest maszyną.
To było za dużo jak dla niej. Oderwała się od niego i odsunęła.
-Gregor nie. Ja tak nie mogę, nie chcę. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie będę tą drugą, więc dopóki jesteś z Sandrą, to o mnie zapomnij.- powiedziała i odeszła, zostawiając zaskoczonego Schlierenzauera.  Po raz pierwszy został odrzucony i wcale mu się to uczucie nie podobało. Usiadł na ławce i spojrzał na skocznię. Sam właściwie nie wiedział czego chce. W tym czasie Emma udając, że wszystko w porządku wybrała się ze skoczkami na kawę. Chłopcy przekomarzali się, doprowadzając ją swoim zachowaniem do łez. Tylko czasem zerkając na Morgiego, miała wrażenie, że dziwnie na nią patrzy. Kiedy uśmiechnął się do niej smutno, zrozumiała, że on wie o niej i Schlierim. Zarumieniła się ze wstydem, starając się omijać go wzrokiem. Nie wiedziała, że oprócz nich jest jeszcze ktoś, kto zauważył, że między nimi coś się dzieje. Fettner przeprosił na chwilę towarzystwo i udał się do łazienki. Będąc w owym pomieszczeniu wykręcił znany dobrze numer. Po dwóch sygnałach odebrała kobieta.
-Manuel, po co dzwonisz?
-Bo mamy problem skarbie- powiedział i uśmiechnął się na myśl, że już Sandra da popalić Emmie i Gregorowi. Jest taką samą intrygantką jak on, dzięki czemu ich potajemne spotkania kończą się zawsze tak samo- nieprzyzwoicie....












I jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że nie jest totalnie zły. Przepraszam za długą nieobecność ale będąc w szpitalu nie bardzo miałam jak pisać i czytać. Postaram się więc nadrobić zaległości i zajrzeć do tych, których blogi czytam. Pozdrawiam :-)

poniedziałek, 26 października 2015

Bo czas poznać resztę...

Zegar na kominku wybił właśnie północ. Z każdą upływającą minutą mężczyzna denerwował się coraz bardziej. Jej sms, że wróci późno, wcale go nie uspokoił. Wymyślał sobie od idiotów. Przecież mógł się zapytać z kim idzie na tą kawę. Nie zapytał. Dlatego siedział teraz na kanapie w salonie, zamiast spać u boku żony. Nagle usłyszał przekręcany klucz w drzwiach. Nareszcie wróciła, mógł więc odetchnąć z ulgą. Dziewczyna weszła cicho, mając nadzieję, że wszyscy domownicy śpią. Nie chciała teraz z nikim rozmawiać.
-Wróciłaś już. Wiesz, która godzina?- podskoczyła ze strachu. Nikogo się nie spodziewała.
-Przestraszyłeś mnie. Prosiłam, żebyś nie czekał na mnie- odpowiedziała, próbując go wyminąć.
-Płakałaś?- złapał ją za ramię.- Stało się coś? Ktoś ci coś zrobił?- pytał zdenerwowany.
-Nie. Idę spać.- wyrwała się i uciekła do swojego pokoju. Położyła się na łóżku i zmęczona płaczem usnęła.
Wstała jeszcze przed budzikiem. Zmyła z twarzy rozmazany makijaż, ubrała się w swoje ulubione dresy i wyszła pobiegać. Wróciła po godzinie z postanowieniem, że się nie podda bez walki. Spróbuje ułożyć sobie życie na nowo. Z lepszym humorem wskoczyła pod prysznic. Po pół godzinie była gotowa do pracy. Stała przed biurkiem obracając w ręce niebieską teczkę. Nie wiedziała czy chce ją pokazać Heinzowi czy nie. Postanowiła jednak zapakować ją do torebki.
Zeszła na śniadanie. Wiedziała, że Heinz jest wściekły a wściekły Heinz nie wróży nic dobrego.
-Cześć- przywitała się ze wszystkimi domownikami.
-Cześć- odpowiedzieli wszyscy poza Kuttinem.
-Gdzieś ty się wczoraj podziewała? Od zmysłów odchodziłem, że coś ci się mogło stać.- zaczął swoją tyradę. 
-Nie złość się już. Zbieraj się bo się spóźnimy- odpowiedziała brunetka spoglądając na zegarek i jedząc w pośpiechu kanapkę.
-Pogadamy w moim gabinecie- odparł surowym głosem mężczyzna i wyszedł.
-No to się zapowiada miły dzień- westchnęła uśmiechając się do Gabi, żony wuja i wyszła.
                                       
                         ***


-Stefan!!
-Jeszcze pięć minut.- odpowiedział, przekręcając się na drugi bok. 
-Za pięć minut to my musimy wyjeżdżać- krzyknął Michi wchodząc do pokoju przyjaciela.
-Mhmmm....że co?
Po chwili wyskoczył z łóżka, zabierając po drodze ubrania i pobiegł szybko do łazienki.
Poganiany przez kolegów wskoczył do samochodu, przegryzając w drodze croissanta .
-Stefan jak nakruszysz mi w samochodzie to będziesz w bagażniku jeździł- krzyknął Michi.
-Sorry, nie zdążyłem na śniadanie.
-Trzeba było nie balować po nocach. O której to się wraca, co?
-Morgi, daj spokój. -odezwał się Schlieri.- Przynajmniej noc miał pełną wrażeń.
-No Stefanku, opowiadaj jaka była?
-Hej, przestańcie- oburzył się Kraft.- Po pierwsze Emma to nie jakaś napalona fanka, a po drugie to tylko znajoma. 
-O ktoś tu kosza dostał- zaśmiał się Diethart.
-Ty to się w ogóle nie odzywaj zoofilu jeden.
-Zoofilu?
-No tak, bo ja w przeciwieństwie do ciebie ze świniami się nie bratam- odpowiedział Kraft wywalając język w stronę kolegi.
-Szczelam focha- odpowiedział tamten i nie odezwał się do końca podróży.

Wjeżdżali właśnie na parking przed ośrodkiem, kiedy zauważyli kłócącą się parę.
-Patrzcie to Heinz się kłóci z dziewczyną Stefana.
-Z Emmą?-odpowiedział zdziwiony Kraft.
Skoczkowie siedzieli w aucie zainteresowani rozgrywającą się sceną. Brunetka gestykulowała żwawo, trzymając w ręce palącego się papierosa. Na przeciw niej słał ich trener krzycząc na dziewczynę.
-Szkoda, że nie mamy popcornu. Normalnie jak w jakimś kinie.- szepnął Gregor.
Nikt mu nie odpowiedział. Siedzieli cicho zafascynowani, zastanawiając się jak to się skończy.

                                                                   ***
-Boże Heinz, kto ci dał prawo jazdy.- krzyknęła zdenerwowana, wysiadając z samochodu.
-O co ci chodzi?
-Mało tej biednej staruszki nie rozjechałeś!
-Niech patrzy jak idzie a nie pcha się pod koła. Poza tym miałaś mi powiedzieć, gdzie ty się wczoraj podziewałaś.
-Nie zaczynaj, nie jesteś moim ojcem.
-Ale martwię się o ciebie. Jesteś tutaj pod moją opieką.
-Do cholery mam 24 lata. Nie jestem małym dzieckiem.- zdenerwowana odpaliła papierosa. 
-Palisz? Oszalałaś? Przecież w twoim stanie nie możesz.
-W jakim stanie Heinz? O czym ty mówisz?
-No przecież w ciąży jesteś.-odpowiedział już spokojniej.
-Że co?- aż zakrztusiła się pociągając papierosa.- W jakiej znowu ciąży?
-Elżbieta powiedziała, że rzuciłaś łyżwy. Wywnioskowałem więc, że...
-Że wpadłam i dlatego? Boże, jaki ty jesteś głupi, Heinz.- odpowiedziała, wyrzucając niedopałek papierosa i zostawiając mężczyznę na środku parkingu. Szła nie odwracając się za siebie. Była wściekła, że przypomniał jej o tym co kiedyś tak kochała a teraz znienawidziła. Weszła do budynku, mamrocząc cicho "Dzień  dobry" w stronę ochroniarza i zabierając od niego swoją przepustkę. Udała się do pokoju fizjoterapeuty i przebrała w odpowiedni strój. Powoli zaczynała żałować, że tu przyjechała.
Usłyszała pukanie do drzwi.
-Proszę- powiedziała.
-Emmo, przepraszam. Nie chciałem się z tobą kłócić. Chodź, czas przedstawić cię skoczkom. Czasami zachowują się jak małe dzieci ale w gruncie rzeczy to dobre chłopaki.
-Nie gniewam się Heinz. To ja cię powinnam przeprosić za wczoraj.- odpowiedziała, przytulając się do niego.- Potem porozmawiamy i wyjaśnię ci dlaczego już nie jeżdżę, dobrze?
-Dobrze- odparł i poprowadził ją w stronę siłowni.

Wchodząc do pomieszczenia spodziewała się wielu rzeczy ale to co tam zastała, pozbawiło ją na moment mowy . Stefan z Diethartem siedzieli naprzeciw siebie i bawili się w "łapki".
Dwóch blondynów tańczyło Makarenę, kręcąc przy tym uroczo bioderkami. Szatyn, który poprzedniego dnia chciał się z nią umówić, siedział i objadał się Snickersem, w międzyczasie nucąc "Waka waka" Shakiry. Jedynymi normalnymi wydawali się Kofler i Loitzl.
-Ekhm..- chrząknął Heinz, zawstydzony zachowaniem swoich podopiecznych. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
-Może ja?- zaproponowała po chwili brunetka. Widząc pozwolenie wzięła dwa palce do ust i wydała z siebie pociągły gwizd. Jak na komendę wszyscy zwrócili się w stronę trenera.
-Ale wstyd- szepnął Morgi do kolegów, kiedy zauważył śmiejącą się dziewczynę.
-Emma? Co ty tu robisz?- zapytał zdziwiony jej widokiem Kraft. Brunetka nic nie odpowiedziała.
-Chciałbym przedstawić wam Emmę Stankiewicz, waszą nową fizjoterapeutkę.- powiedział Heinz.- To są moi podopieczni: Morgenstern, Schlierenzauer, Kraft , Hayboeck, Diethart, Kofler, Loitzl i...panowie a gdzie Manuel?- zapytał nie widząc na sali Fettnera.
-Przepraszam za spóźnienie- powiedział wchodzący do sali Manuel.-Byłem na ściągnięciu gipsu- dodał, widząc minę Heinza. Ogólnie to Kuttin był wyrozumiałym człowiekiem ale jednej rzeczy nie znosił- spóźniania się na treningi.
-Ok. Dobrze się składa bo właśnie przedstawiałem nowy nabytek naszej kadry.- powiedział i wskazał na brunetkę.
-To ty?- zapytał zdziwiony widokiem znajomej twarzy.
-Cześć Manu. Niespodzianka, prawda?-powiedziała i wróciła do rozmowy z Koflerem.
Fettner postanowił porozmawiać z trenerem. Nie mógł pozwolić, żeby dziewczyna z nimi pracowała. Mogła poznać prawdę o nim i jego siostrze. Tylko jak przekonać trenera, żeby jej nie zatrudniał.
-Emmo, dzisiaj poprowadzisz za mnie trening bo ja mam ważne spotkanie. Przyjdź później do mnie. Potem Albert wprowadzi cię we wszystko, co dotyczy twoich obowiązków.- powiedział i wyszedł, zanim brunetka zdążyła zareagować. 
-Spoko, to luz dzisiaj panowie- krzyknął Diethart i wraz z kolegami rozłożył się na materacach. 
Tylko Stefan stał obok niej.
-Emmo, możemy pogadać?- zapytał zdenerwowany.
-Stefan, my to sobie później porozmawiamy.-odparła poważnym głosem.- Teraz jest czas na wasz trening, więc bierz dupę w troki i zacznij rozgrzewkę.- dodała głośniej. Reszta towarzystwa zaczęła się śmiać.
-A wy czego rżycie? Dołączcie do Krafta.
-Żartujesz?- zapytał Gregor
-Nie panie Schlierenzauer. Mówię poważnie.
Zaśmiała się po chwili, patrząc na niewyraźną minę skoczka.
-Chłopaki to zróbmy tak...- udawała, że się nad czymś zastanawia- Macie dwie opcje do wyboru. Pierwsza, to godzinny trening wg. Heinza a druga to pół godziny treningu ale po mojemu. Potem robicie co chcecie. To którą opcję wybieracie?
-Pół godziny twojego treningu- wykrzyknęli zgodnie. Brunetka uśmiechnęła się tajemniczo i wyszła na chwilę  sali. Po kilku minutach wróciła niosąc ogromne pudło.
-Daj, ja to wezmę- powiedział do niej Gregor, zabierając pudło z jej rąk.
-Co tam jest?- pytał ciekawy Diethart.
-Skakanki?- jęknęli, widząc co trzymała w rękach.
-Tak. Zasada jest taka, kto skoczy jak najwięcej w ciągu minuty ma bonus, o którym powiem później. No to chłopcy, który pierwszy?
Wygrał oczywiście Gregor, który skakał jako ostatni.
-To teraz czas na mały bonusik - objął Emmę i zaśmiał się czując jak jej ciało sztywnieje.
-Co ty wyrabiasz?- zapytała się wściekła, próbując się wyrwać z uścisku szatyna.
Przeszedł ją dreszcz, kiedy poczuła jego oddech na karku. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Dlaczego zwykły uścisk szatyna budził w niej takie emocje. Poczuła ciepło rozpływające się po jej ciele. Serce zaczęło bić niemiłosiernie szybko i głośno. Miała nadzieję, że nikt nie zauważył jak reagowała na bliskość Schlierenzauera.
W tym samym czasie szatyn puścił ją i wrócił na poprzednie miejsce. Musiał jak najszybciej ochłonąć. Nie wiedział dlaczego trzymając ją w ramionach, poczuł się tak błogo. Tak jakby przy niej było jego miejsce. Nie rozumiał tych uczuć, tym bardziej że miał Sandrę. To przy niej tak powinien się czuć a nie przy poznanej dzisiaj dziewczynie. Tym bardziej, że chyba ona coś kręciła ze Stefanem.
-No to jaki jest ten bonus?- zapytał w końcu.
-Dwa okrążenia wokół budynku. Reszta biegnie sześć.- dodała widząc, że szatyn znów chce coś powiedzieć.- I o ile się nie mylę macie na to 12 minut i 35 sekund. Radziłabym się wam pośpieszyć. Czekam przy wyjściu.-powiedziała i wyszła z sali.
Leżeli na materacach i próbowali złapać oddech. Do sali wszedł zadowolony ze spotkania trener.
-A co wy tu tak leżycie? Mieliście ćwiczyć a nie obijać się- krzyknął widząc leżących skoczków.
-Heinz, zostaw ich.- powiedziała wchodząca do sali Emma.
-Co się im stało?- zapytał brunetkę. Ta nic nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami.
-Trenerze nasz kochany- zaczął Stefan.- Obiecujemy, że już nigdy nie będziemy narzekać na ćwiczenia i w ogóle ale mamy jedną prośbę. Nigdy, żadnych treningów z tą oto kobietą. - jęknął i opadł znów na materac.
-Oświeci mnie ktoś? Bo nadal nie rozumiem.
-Prawda jest taka, że nigdy już nie zgodzimy się na półgodzinny trening z Emmą. Skakanie, biegi, pompki i przysiady i wiele innych ćwiczeń w tak krótkim czasie to za dużo jak dla nas.- powiedział szatyn, uśmiechając się do niego. Heinz zaczął się śmiać. Już teraz rozumiał chłopaków. Mało kto ma taką kondycję, żeby dać radę z jego kochaną bratanicą.
Heinz zlitował się nad podopiecznymi i puścił ich do domu. Chciał porozmawiać z Emmą.
-A my młoda damo mamy do pogadania. Zapraszam do siebie.
Weszła do jego gabinetu, zastanawiając się co właściwie ma mu powiedzieć.
-Fettner nie chce z tobą pracować- zaczął Kuttin.
-Naprawdę?- odpowiedziała, rozsiadając się wygodnie na krześle.- Mówił ci dlaczego?
-Nie. Może ty mnie oświecisz? Przecież przyjaźniłaś się z jego siostrą.
-Właśnie "przyjaźniłam". Możemy nie rozmawiać na ten temat?
-No dobrze. Wyjaśnij mi więc dlaczego rzuciłaś łyżwy i czemu wyprowadziłaś się z domu?
Brunetka milczała zastanawiając się co mu powiedzieć. Wyciągnęła z torebki niebieską teczkę i z lekkim wahaniem mu ja podała. Po godzinie wyszła z budynku, sama. Heinz został, żeby przetrawić to co mu opowiedziała.
Wychodząc z bramy na ulicę zderzyła się z Manuelem. Ten niewiele myśląc przyciągnął ją do siebie i pocałował. Brunetka wyrwała się i uderzyła go w twarz.
-Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać- krzyknęła wściekła i odeszła w stronę przystanku. Stała, czekając na kolejny autobus, dygocząc z nerwów. Nie mogła uwierzyć, że kiedyś przyjaźniła się z tym człowiekiem. Rok temu sprawił, że do dzisiaj żałowała tej znajomości a kilka minut temu śmiał ją pocałować. Z rozmyślań wyrwał ją widok zatrzymującego się przed nią samochodu.
-Wsiadaj- usłyszała z auta. Nie wiedziała czy robi dobrze ale postanowiła się tym dzisiaj nie martwić. Wsiadła. Zapinając pasy bezpieczeństwa spojrzała na siedzącego obok mężczyznę.
-Dokąd?- zapytał z cwanym uśmiechem. Zatonęła w głębi jego oczu.
-Do najbliższego hotelu- powiedziała lekko drżącym głosem. Mężczyzna uśmiechnął się i złapał ją za rękę.
-Jesteś pewna?- chciał się upewnić. Zatrzymał się przed małym, przytulnym budynkiem.
-Wiem, że to co robię to pewnie błąd ale tak, jestem pewna.- odpowiedziała i wyszła z samochodu.
Mężczyzna objął ją w pasie i razem udali się w stronę hotelu.... 


niedziela, 18 października 2015

Bo czas zawrzeć nowe znajomości...

-Iza? Co tak szybko?- zawołała brunetka słysząc otwierane drzwi.
-Nie. To tylko ja.
-Maciek? A co ty tu robisz?
-Serio?- odpowiedział i popatrzył na siedzącą na kanapie brunetkę jak na idiotkę.
-Sorry nie było pytania- odpowiedziała nie patrząc na niego, klepiąc zawzięcie coś na laptopie.
-Dzięki, chętnie napiję się kawy- usłyszała po chwili.
-Nie ma za co. Mi też możesz zrobić- uśmiechnęła się do niego, wywalając w jego stronę język.
-Wiesz, niemożliwa jesteś. Boże, jak moja Izunia z tobą wytrzymuje.
-Milcz ty... Kocie jeden.
-Ale odkrywcze. Brawo!
-Idiota- mruknęła pod nosem, mijając uśmiechającego się Kota.
-Słyszałem. I tak wiem, że mnie kochasz.-krzyknął w jej stronę.
-Wiesz, mam dobrą radę. - powiedziała podchodząc do mężczyzny.-Nie wiem co ty bierzesz ale ogranicz, bo ci na mózg pada. Blondynie... ty jeden.- dodała po chwili.
-Blondynie? Teraz to przegięłaś- krzyknął i zaczął ganiać za nią po mieszkaniu. Ścigając się nie zauważyli, że ktoś wszedł do środka. Iza spokojnie poszła do kuchni zrobiła trzy kawy i pokroiła ciasto, które wczoraj upiekła Emma. Nagle do kuchni wpadła, wciąż kłócąca się dwójka najbliższych jej osób.
-Wiecie co? Zachowujecie się jak dzieci.- powiedziała, przerywając tym samym ich kłótnię.
-Już wróciłaś?
-Tak i jak zwykle się kłócicie. O co poszło tym razem?- spojrzała na nich.
-Nieważne- odpowiedziała Emma, sadowiąc się na krześle i upijając łyk kawy.- Mmm,... boska. Nawet nie wiesz, jak będzie mi tego brakować.
-To kiedy wyjeżdżasz?- spytał już poważnie Maciek. Mimo, że ciągle kłócił się  brunetką, to jednak bardzo ją lubił. Pamiętał też, jak  dwa tygodnie temu odbierał ją zapłakaną z dworca. Wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście.
-Jutro. Lot mam na 14:30 i w związku z tym mam do was prośbę.
-Jasne, że pojedziemy z tobą na lotnisko- odpowiedział rudzielec. Przyjaciółki potrafiły zrozumieć się bez słów.
-Dzięki. 
-Nie ma za co. Na nas zawsze możesz liczyć. Prawda Kocie?
-yyy...
-Maciek!- krzyknęła Iza, trącając go łokciem.
-Żartowałem przecież.
-Dobra gołąbeczki, nie przeszkadzam wam już. 
-Ale...
-Muszę załatwić jeszcze parę spraw związanych z wyjazdem. Do wieczora.- odpowiedziała i szybko opuściła mieszkanie.

                                                             ***


-Iza gdzie on jest? 
-Zaraz będzie. Spokojnie zdążymy.
-Zabiję go. Wiem ,że to twój chłopak ale naprawdę zrobię mu krzywdę jak nie pojawi się w tych drzwiach za 5 minut.
-Jestem już- krzyknął w tym momencie Maciek. 
-Ciesz się głupku, ciesz. Jeszcze chwila a Iza płakałaby nad twoim wątłym ciałkiem.
-Wątłym? -pytał wściekły Kot.
-Takie chuchro, że aż strach.
-No nie proszę, nie kłóćcie się. Nie ma na to czasu- powiedziała Iza patrząc na tę dwójkę, znowu skaczącą sobie do gardeł.
-O matko spóźnimy się!- krzyknęła Emma łapiąc za walizkę i torebkę.
-Daj ja to wezmę- odpowiedział Maciek.- Poza tym mam dla ciebie niespodziankę.
-Zaczynam się bać.- odpowiedziała wychodząc z mieszkania. Maciek z Izą tylko się uśmiechnęli.
Poganiani przez wściekłą brunetkę dojechali na lotnisko.  Weszli do budynku a tam czekała na Emmę niespodzianka.
-Ja pierdzielę. Żyła to ty?- krzyknęła szczęśliwa dziewczyna, rzucając się w ramiona uśmiechniętego mężczyzny.
-Hehe Emka, jak mógłbym się z tobą nie pożegnać, hehe...
-Piotrek nie wiesz jak się cieszę. Dziękuję.
-Podziękuj lepiej Kotu. To był jego pomysł.
-Dzięki Kocie- krzyknęła w stronę Maćka, stojącego w towarzystwie Izy,Kamila,Ewki i Justyny. Ten tylko się roześmiał.
-Dobrze a teraz mów mi tu jak na spowiedzi, czego uciekasz od swojego brata przyszywanego kochanego? I to do kogo? Do konkurencji naszej?
-yyy..-nie wiedziała co odpowiedzieć.
-Żartowałem hehe... Pozdrów Stefanka, mojego kolegę dobrego i powiedz mu, że nadal wisi mi naszą polską wódeczkę a nie żaden zagraniczny szit.
-Przekażę Żyła, przekażę. O reszcie to na Skypie pogadamy jak już dotrę i się ulokuję, dobrze?
-Jasne mała. Trzymaj się i nie daj się. A jak będą cię źle traktować koledzy z Austrii to wykręć do mnie numer a ja już tu z kolegą Kamilem i resztą bandy (czyt. Kubacki, Klimek, Ziobro, Koty dwa i Miętus z Biegunem) wpadniemy i nauczymy ich jak traktować naszą księżniczkę.
-Boże widzisz i nie grzmisz. Przestańcie mnie wreszcie nazywać księżniczką.- wściekła tupnęła nogą. Nie znosiła jak ją tak nazywali. Jej życie wcale nie było bajkowe.
-Nie wkurzaj się bo złość piękności szkodzi, hehe- zaśmiał się Piotr. Niestety właśnie kończyła się odprawa, więc musiała już iść.Pożegnała się ze wszystkimi, jeszcze raz podziękowała Maćkowi za niespodziankę, popłakała się z Izą i poszła na odprawę. 
Lot dłużył się jej niesamowicie. Zastanawiała się także, czy Heinz będzie pamiętał o tym, żeby odebrać ją z lotniska.

Nareszcie wylądowali. Miała już dość siedzącego obok niej mężczyzny. Nie dość, że na samym początku upił się i jechało od niego jak z gorzelni, to później szybko zasnął i resztę lotu chrapał niemiłosiernie. Wysiadła wkurzona z samolotu, odebrała swoje bagaże i ruszyła na poszukiwania swojego wuja. Po dwudziestu minutach usiadła zrezygnowana na pobliskim krzesełku, wyciągnęła nowiutkiego smartfona ( prezent od mamy), wybrała numer i czekała...
Niestety, ciągle włączała się poczta głosowa. Nie pozostało jej nic innego jak wezwać taksówkę i mieć nadzieję, że Heinz jest jeszcze na treningu z chłopakami.
                                                      ***

-Stefan przestań gadać jak przekupa na targu, tylko rusz ten tyłek i zrób pięć okrążeń wokół budynku- krzyknął Kuttin.
-Ale trenerze...
-Nie ma żadnego ale Stefan. Biegniesz i to już albo zaraz z pięciu zrobi ci się dziesięć okrążeń.
-Dobrze. Już biegnę.- powiedział Kraft i z niezadowoloną miną wyszedł z budynku.
-A wy chcecie dołączyć do kolegi? Bo widzę, że zamiast ćwiczyć, panienki sobie siedzą i plotkują- darł się wkurzony. Czasami miał dość ich dziecinnego zachowania.
-Ale trenerze my się tylko zastanawiamy, kto teraz będzie nas masował skoro Albert odchodzi.- odparł Morgenstern.
-O cholera- zaklął Heinz i wybiegł z sali.
-A temu co?- zapytał wchodzący do sali Schlierenzauer.
-A kto go tam wie.- odpowiedział Thomas, wracając do swoich ćwiczeń.

Wysiadła właśnie z taksówki, gdy zauważyła biegającego wokół budynku chłopaka. To chyba Stefan Kraft- pomyślała sobie idąc w stronę głównych drzwi.
-Przepraszam a pani do kogo?- usłyszała za plecami. Zobaczyła znajomego z dzieciństwa ochroniarza.
-Do Heinza Kuttina. Byłam z nim umówiona panie Ludwiku. Widzę, że pan dalej na straży ośrodka.
-Emmo, kochana nie poznałem cię. Jak ty wydoroślałaś. Minęło parę lat prawda?
-Tak, tak. To mogę wejść, troszkę się spieszę.
-Oczywiście. Ja tu gadu gadu a ty mi tu kochana marzniesz. Tylko musisz sama poszukać wuja, bo ja się stąd ruszyć nie mogę. Trzymaj przepustkę.
-Trudno. Jakoś sobie poradzę.
-Poczekaj. Widzę, że Stefan idzie w naszą stronę. Poproszę go, żeby cię zaprowadził.- powiedział i zanim Emma zareagowała już rozmawiał z Kraftem. Ten spojrzał na nią z uśmiechem. Po chwili rozmowy z ochroniarzem podszedł do niej.
-Cześć Stefan jestem.
-Cześć Emma.
-Słyszałem, że szukasz Heinza?
-Mhm. Miał mnie odebrać z lotniska ale zapomniał.
-Zdarza mu się- zaśmiał się chłopak.-Na długo tu przyjechałaś?
-Na jakiś czas. A ty czym podpadłeś trenerowi, że kazał ci biegać wokół budynku?
-Niesprawiedliwość mnie spotkała. Ja żem się tylko kolegi spytał, kto teraz będzie mnie masował po ciężkim treningu. Czyje będą te cudowne ręce? Bo wiesz, a nie pewnie nie wiesz, że nasz fizjoterapeuta Albert odchodzi, bo jak twierdzi z wariatami i dziećmi nie będzie pracować. To jego słowa, jak babcię kocham. A kocham ją bardzo, bo ona w dzieciństwie takie pyszne pierogi robiła. Podobno ruskie się nazywają. Nie wiem dlaczego ruskie skoro babcia rodowita Austriaczka była. W sensie, że jest, bo nadal żyje i do tej pory mi je gotuje. Chyba od samego mówienia to się głodny zrobiłem. Może wyskoczymy na jakieś dobre ciacho, co?
-yyy...- nie wiedziała co odpowiedzieć. Nadal próbowała ogarnąć ten słowotok Stefcia.
-O matko kochana. Przepraszam cię. Zapomniałem ,że ty tu do naszego trenera przyjechałaś i pewnie masz do niego jakąś sprawę. A ja tu głupi z jakimś ciastkiem wyskakuję.
-Stefan...
-Wiem, wiem. Trochę nieogarnięty jestem. Michi, w sensie Michael Hayboeck cały czas mi to powtarza.
-Ale Stefan...
-Masz całkowitą rację. Muszę coś z tym zrobić. No bo wiesz, Michi ma Julię, Gregor Sandrę a Thomas Christinę. Dietharta nie liczę bo on to nie ma dziewczyny tylko świnkę. No ale grunt, że też ktoś go kocha. W sensie, że tą świnkę. No wiadomo Kofler to będzie się praktycznie zaręczał, chyba wypada, bo z Anette to już ze trzy lata są parą, no a Wolfi to ma żonę i dzieci. Tylko ja jak ta sierotka Marysia jestem sam. A ty?
-Co ja?- pytała zdezorientowana. Już dawno zgubiła sens całej tej ich rozmowy.
-Czy masz kogoś? Chłopaka? Męża?...Dziewczynę?- przy tym ostatnim Emma spojrzała na niego jak na wariata.
-Aktualnie nie mam żadnego chłopaka, męża ani dziewczyny. Poza tym od jakiegoś czasu próbuję ci powiedzieć, że Heinz  macha w twoją stronę baaardzo wkurzony. Chyba masz przechlapane.
-Kobieto ratuj- poprosił składając ręce.- Proszę.- dodał wlepiając w nią te swoje błyszczące patrzałki.
-Dobrze, już dobrze. Zaraz mu powiem, że nie mogłam trafić i poprosiłam cię o pomoc.
-Dzięki, kochana jesteś. W podziękowaniu zapraszam cię na najlepsze ciacho w całym Insbrucku.
-Stefan?
-Wiem, znowu zapomniałem. Przecież ty już jesteś umówiona z trenerem.
-Pójdę z tobą na to ciacho. U Heinza długo mi nie zejdzie.
-To ja lecę. Będę czekać przed wejściem.
-To do zobaczenia.- odpowiedziała i zwróciła się do nadchodzącego mężczyzny.
-Witaj wujku.- zbliżyła się i pocałowała go w policzek.
-Cześć Emmo. Miałaś nie mówić do mnie per wuju. Czuję się wtedy tak staro.
-No dobrze. Niech ci będzie, Heinz.
-Wiesz, że musimy porozmawiać? Dzwoniła do mnie Elżbieta.
-Nie teraz, proszę. Weź moje walizki. Ja na razie nie jadę do domu. Umówiłam się z kimś na kawę.
-Ok. Byle nie długo. Wróć jak najszybciej bo mamy do pogadania.
-Nie zrzędź. Pogadamy później. Pa.
-Wróć wcześnie, żebym się nie martwił.- krzyknął za wychodzącą dziewczyną.

Skoczkowie właśnie skończyli trening i rozchodzili się do domu.
-Stefan a co ty stoisz jak kołek? Wsiadaj do samochodu bo tylko na ciebie czekamy.- powiedział Kofler.
-Ja nie jadę.
-No nie wygłupiaj się. Chyba się na nas nie obraziłeś?
-Nie. Umówiony jestem.
-Że co? Jaja sobie robisz?
-Nie. Zaprosiłem Emmę na kawę i ciastko a ona się zgodziła.-powiedział dumnie.
Koledzy popatrzyli na niego jak na kosmitę. Stefan i kobieta? Toż to jakieś święto. Nie od dziś wiadomo, że Kraft w stosunku do dziewczyn to raczej nieśmiały jest.
Zaczęli się z niego śmiać.
-Hej mała, może się umówimy?- krzyknął w pewnym momencie Gregor, do wychodzącej z budynku pięknej brunetki. Rozległy się gwizdy pozostałych skoczków.
-Nie dzięki, jestem już umówiona.- odpowiedziała i podeszła do stojącego obok auta Stefana.
-To co Stefan, idziemy?
-Oczywiście Emmo- odpowiedział i uśmiechnął się do niej. Poszli w stronę jego ulubionej kawiarni.
Tymczasem reszta skoczków siedziała w samochodzie w milczeniu z opadniętymi szczenami. Każdy z nich zastanawiał się jak taki Kraft wyrwał taką laskę.
-Chłopaki to jedziemy do domu? Głodny jestem.
-Schlierenzauer, ty to zawsze jesteś głodny.-odpowiedział Michi i odpalił auto...

środa, 14 października 2015

Prolog

-Emmo, proszę zostań.
-Nie mamo. To nie ma sensu.- odpowiedziałam drżącym głosem w stronę mojej rodzicielki.
-On naprawdę nie chciał.
-W tym rzecz, że chciał. Chyba nigdy nie zrozumiem jego nienawiści do mnie.- odparłam znużona, przerywając pakowanie walizki i siadając na łóżku. Miałam dość całej tej chorej relacji z ojcem.
-On cię kocha- szepnęła cicho matka Emmy.
-Nie kłam. Obie wiemy, że ojciec zawsze mnie nienawidził. Byłam, jestem i zawsze będę dla niego nikim.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale, mamo. Kocham cię, jednak nie mogę tu dłużej mieszkać. Nie po tym, co mi zrobił.- odpowiedziałam wstając  łóżka i udając się do łazienki po swoje rzeczy.
-Zostań chociaż do końca wakacji. Nie masz przecież gdzie mieszkać.
-Nie zostanę. Na razie będę mieszkać u Izy a za dwa tygodnie wyjeżdżam do Insbrucka.
-Nie możesz do niego jechać- krzyknęła Elżbieta, moja matka.
-Dlaczego? Co się stało, że tak go nienawidzisz? Przecież należy do naszej rodziny.
-Nie pytaj, nie powiem ci. Proszę jedź gdzie chcesz, byle nie do niego.
-Niestety za późno. Podjęłam już decyzję, poza tym mam już tam załatwioną pracę.- odpowiedziałam rozglądając się czy spakowałam wszystko. Wzięłam torbę podróżną i dwie walizki do ręki. Pożegnałam się z płaczącą rodzicielką i wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Stanęłam chwilę na tarasie, ostatni raz podziwiając widok na moje ukochane góry. Westchnęłam, ocierając samotną łzę spływającą po moim policzku.
-Dam radę...- szepnęłam i wsiadłam do czekającej na mnie taksówki.






                                            ***********************************



Witajcie....
Oto i prolog.
Mam nadzieję, że Was zainteresowałam.
Miło mi będzie gdybyście pozostawili po sobie jakiś ślad w postaci komentarza :-)
Rozdziały będą się ukazywać raz na tydzień.
Pozdrawiam :-)